poniedziałek, 10 września 2012

Pożegnania nadszedł czas...

Na początku bardzo ważna informacja. Sztuka walki, którą uprawia Dominik "Samuraj" to:


IAIDO
;-)


Pożegnania nadszedł czas...





Stało się. Nadszedł dzień końca naszego projektu. 
Bardzo fajnie, że nie dało się słyszeć słów "niech ten projekt się już skończy", "jeszcze 3 dni do końca, nareszcie!". Ostatni dzień zakończyliśmy ostatnią już grą biznesową, na którą wszyscy z "niecierpliwością" czekali.

Jak się okazało, nie taki diabeł straszny jak go malują. Jak już zrozumieliśmy co mamy robić, okazało się, że obudził się w nas biznesowo - przedsiębiorczy duch i sprostaliśmy zadaniu, ostatniemu już.

Po obiedzie czekała nas wielka gala zakończenia projektu, która rozpoczęła się przemową rektora Wyższej Szkoły Bankowej. Gratulował nam udziału w takim przedsięwzięciu i życzył powodzenia w dalszej ścieżce naszej kariery. 
Zostały rozdane certyfikaty i nagrody w postaci wrocławskich kubków (uwielbiam dostawać kubki ^^). Następnie Magdy i Jarek wręczyli nam nagrody za nasz słynny Talent Show. 
Ukraińcy ze swoim przedstawieniem okazali się bezkonkurencyjni. II miejsce zajęłam ja z piosenką "Oczy Czarne", a III miejsce Król Języka Polskiego - wspaniały Adam z Węgier, czyli nasz Janek Kowalski z Inwokacją z "Pana Tadeusza". W nagrodę dostaliśmy gadżety związane z Polską i Wrocławiem.

O co chodziło z naszymi grami biznesowymi?
Miały one za zadanie wyłonić osobę najbardziej przedsiębiorczą, najlepiej radzącą sobie w biznesie, potrafiącą myśleć strategicznie, ale także potrafiącą zarządzać zespołem. Przez cały czas prowadził Daniel, chłopak z Ukrainy, na zmianę z naszą Karoliną. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu, a w szczególności mojemu (kiedy to zdziwiona odparłam dyskretnie "SERIO?!", które jak się okazało słyszała cała sala reagując wybuchem śmiechu :-), że nasze biznesowe zmagania wygrał Kuba!
Sam zainteresowany twierdził, że w kierunku wygranej nie zrobił nic. Cóż. Kryteria oceniania zostawiam naszemu prowadzącemu, a Kubie gratulujemy... przedsiębiorczości ;-)
Ostatnim punktem naszej gali była prezentacja przygotowana przez "Przedsiębiorczego Kubę". Zawierała przekrój zdjęć z całego naszego pobytu. Połączone z piękną muzyką zdjęcia wszystkich uczestników sprawiły, że w ruch poszły chusteczki, a po prezentacji było widać tylko zapłakane twarze...

Bardzo miłe, pełne wzruszeń zakończenie gali.

Wspólne zdjęcie na zakończenie

Nie mogliśmy się od siebie odkleić!

Nadszedł najtrudniejszy moment dla nas - pożegnanie z Ukraińcami, którzy jeszcze zanim wrócili do swojego kraju, chcieli zahaczyć na 2 dni o Kraków.
Padaliśmy sobie ramiona, były kolejne momenty wzruszeń, były ciepłe, szczere słowa, na których wypowiedzenie nie było nas stać przez cały okres pobytu. Były obietnice, że zobaczymy się jeszcze, że będziemy się odwiedzać.

Wieczorem wyszliśmy jeszcze kameralną grupką do Spiża na ostatnie już wspólne posiedzenie z Węgrami, a następnego dnia również i z nimi trzeba było się pożegnać.

Pożeganie Węgrów na stacji


Mariusz, Dominik "Samuraj", Paweł i Jarek żegnają Ukraińska ekipę


Projekt pozwolił nam sprawdzić się w sytuacjach, w których do tej pory nie byliśmy. Zobaczyliśmy miejsca, w których nie podejrzewaliśmy, że będziemy, zawarliśmy mnóstwo bardzo fajnych znajomości,  a dla naszych przyszłych Erasmusów - Mariusza i Pawła był to sprawdzian przed ich wielką przygodą.

Już teraz w naszych głowach rodzą się pomysły co by tu jeszcze zorganizować, w jakim projekcie wziąć udział, jak się za to zabrać, żeby takich eventów było więcej. 
Na pewno każdy będzie wspominał ten projekt bardzo pozytywnie, bo zaszczepił w nas chęć do działania i udzielania się w tego typu przedsięwzięciach. A korzyści z tego mieliśmy naprawdę duże - od praktycznej wiedzy, study tours, aż po najbardziej ludzkie - poznawanie nowych ludzi z innych krajów i kultur.


Filionka 



KONIEC









Epilog




W środę po gali otwieram facebooka, a tam wiadomość od Pani Moniki:
Hej Gosia!
Tu Monika. Rozmawiałyśmy wczoraj w Domówce i mówiłam Ci, że może uda mi się znaleźć kogoś kto dałby Ci szansę i by Cię przesłuchał.
No więc znalazłam. Rozmawiałam ze znajomym,który jest muzykiem oraz właścicielem Colloseum Jazz Caffe. On obraca się w świecie muzyków. Często daje szanse młodym muzykom i pozwala im grać razem z profesjonalistami. Sama parę razy tam byłam i zawsze było bardzo miło. Tam zawsze jest muzyka na żywo.
Powiedział,że zaprasza Cię w piątek do Jazz Caffe. On Cię przesłucha i jak się spodobasz to nie pozwoli Ci zniknąć. Mówił, że muzycy, którzy tam grają, grają wszystko, więc nie byłoby problemu, żebyś dobrała razem z nimi jakiś kawałek, który by Ci pasował.
Tyle mi się udało załatwić,więc reszta zależy już od Ciebie.
Pamiętaj ten piątek!

Po prostu zwaliło mnie z nóg! Od razu zadzwoniłam do Klaudii i Karoliny pochwalić się świetną wiadomością. To znaczyło, że we Wrocławiu muszę zostać kolejne 2 dni, ale Klaudia od razu zaproponowała mi nocleg u siebie, za co jej mega dziękuję!


W piątek wyruszyłam więc na przesłuchanie pełna nerwów. W końcu miał mnie posłuchać ktoś, kto jest muzykiem, kto zna się na tym. Wiele razy chodziłam na różne przesłuchania: "Mam Talent", "X Factor" i przesłuchiwali mnie ludzie, którzy kompletnie nie mieli do czynienia z muzyką, a o przejściu do kolejnego etapu decydowało to, jak ktoś jest ubrany i jakiego "pajaca" jest w stanie z siebie zrobić przed kamerami.

Jak się okazało Collosseum Jazz Cafe to bardzo fajny pub. Muzyka na żywo, fajny klimat. Spotkałam się z Panem Grześkiem, któremu Pani Monika chciała mnie przedstawić. Zapytał co mogłabym zaśpiewać z zespołem. Nie bardzo wiedziałam jak mam się przygotować do występu, wiedziałam tylko, że mam zaśpiewać jakieś jazz'owe standardy. Jedyne jakie znałam na pamięć to "What a wonderful world" Louis'a Armstrong'a i "Sway" Michae'la Buble'a.
Powiedział, że jeśli mój występ spodoba mu się, to porozmawiamy...

Pan Grzesiek sprawiał wrażenie człowieka bardzo charyzmatycznego, znającego się na tym co robi, widać było, że to on tutaj rządzi i nie ma na niego cwaniaka. Udało mu się nawet w pewnym momencie totalnie zachwiać moją pewność siebie, jaka się jeszcze we mnie skrzyła ledwo.
Powiedział, że on w wieku 8 lat już śpiewał w operze, był najjaśniejszą młodzieńczą gwiazdą, ale mimo wszystko do tej pory mówi wszystkim, że nie śpiewa, więc lepiej, żebym ja też nie mówiła, że śpiewam!

Stres mi przeszedł jak ręką odjął  i na tą scenę zamiast zestresowana to szłam wkurzona z nastawieniem "ja mu pokaże!".  Śpiewam od kiedy pamiętam, bywały, że były to niezwykle piękne i obskurne miejsca - od rocka po poezję śpiewaną, wygrywałam i przegrywałam w różnych festiwalach, przeglądach i konkursach, dostawałam za to pieniądze, a najczęściej robiłam to za darmo. 
Wszystko to uczy pokory i niezwykle hartuje, dlatego zrobiło mi się nieprzyjemnie kiedy Pan Grzesiek z góry wziął mnie za gwiazdeczkę, która chce podbijać świat i postanowił z góry, nie znając mnie, pokazać mi moje miejsce.
Wyszłam, zaśpiewałam z zespołem i tylko widziałam, jak Grzesiek kiwa głową podczas mojego występu...

Jak zeszłam ze sceny, jedyne co mi powiedział to "porozmawiamy...". 
A ja tylko czułam przyspieszone bicie serca.

Powiedział, że za 2 tygodnie sprowadzi Kasię, która jest nauczycielką śpiewu, zaprosi ją na występ w Collosseum i że wyśle mi na maila listę piosenek których ja mam się nauczyć, żeby też z nią zaśpiewać. Ona mnie sprawdzi i wtedy zadecyduje, czy będzie chciała mnie dalej prowadzić.

Powiedział jeszcze, że warto nade mną popracować i że pierwszy raz Monika się nie myliła...

Kto wie,  może urodzi się z tego kolejny blog... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz