czwartek, 30 sierpnia 2012

Janek na Pergoli :-)


Sobotę powitaliśmy panelem dyskusyjnym, w którym brała udział cała grupa i każdy mógł wyrazić swoją opinię na temat: "Zrównoważony rozwój jest to problem współczesnego świata, nie zauważany przez ludzi, którzy nie mają świadomości". Z dyskusji wyniknęło, że jest to problem z powodów takich jak brak odpowiedniej edukacji w szkołach, sytuacji politycznej czy kulturalnej. Musimy uświadomić sobie jak ważny jest to problem i starać się go zminimalizować.

Po panelu dyskusyjnym czekała nas gra miejska.

Ale o co chodzi?;-) 
Jest to nowa forma rozrywki, w której uczestnicy wykorzystują przestrzeń miejską. Gra miejska to alternatywny sposób zwiedzania Wrocławia w sposób aktywny, integrujący i połączony z zabawą. 
Były 4 drużyny, których celem było przejście określonej trasy po Wrocławiu w jak najkrótszym czasie (maks. 3,5 godziny), zaliczając po drodze wszystkie stacje (check pointy) gdzie staliśmy my, czytaliśmy informacje oraz dawaliśmy zadania do zrobienia.
Startowaliśmy spod pomnika Chrobrego na koniu, gdzie Kuba przestawił regulamin. 


Pierwszą stacją było skrzyżowanie ulicy Piłsudskiego i Świdnickiej, gdzie znajduje się rzeźba anonimowego przechodnia. Monument ten odzwierciedla przemiany, które nastąpiły w Polsce po upadku komunizmu w 1989 roku i proces wprowadzenia demokracji. Zadaniem na tej stacji było nazwanie 6 rzeźb polskimi imionami. Problem polegał na tym, że Ukraińcy i Węgrzy nie znali zbyt wielu polskich imion, dlatego mieli różne sposoby na rozwiązanie go - pytali przechodniów, spisywali imiona z nazw ulic lub z karteczek z danymi kontaktowymi do polskiej grupy. 



Trzeba przyznać, że nasi polscy studenci byli naprawdę kreatywni w wymyślaniu zadań na poszczególne stacje :-)

Sukcesem gry było to, że nikt się nie zgubił i prawie wszystkie drużyny (poza 1 ukraińską złożoną z naszych ulubieńców:)) dotarły na czas.
Ostatnią stacją była Hala Stulecia, gdzie zadaniem był test końcowy.

Nasze dziewczynki pod Halą Stulecia




Gra kończyła się kolacją w Restauracji Pergola i wieczornym pokazem specjalnym fontanny multimedialnej, który -  nawiasem mówiąc - był naprawdę fajny i zrobił na wszystkich wielkie wrażenie.

Po pokazie nastąpiło oficjalne ogłoszenie wyników gry. Punktowane było poprawne wykonanie zadań na stacji, czas w którym zostały wykonane zadania, a dodatkowe punkty można było zdobyć za zrobienie zdjęć krasnalom napotkanym na drodze.


Pogoda nam sprzyjała, do tego cały polski zespół mocno zaangażował się w przygotowanie gry. Ku naszemu zdziwieniu uczestnicy zapamiętali bardzo dużo informacji i świetnie poradzili sobie w teście końcowym (pytania były również związane z naszą pierwszą częścią projektu np. o wysokość Śnieżnika, powód klątwy księżnej Daisy, czy o surowiec wydobywany w odwiedzonej kopalni w Wałbrzychu).

Zwycięska drużyna!

Kolejny dzień zakończył się imprezą - nie mogło być inaczej! Nasze organizmy już zaczęły się dostosowywać do trybu życia, w którym czas na regenerację to 2 godziny snu w ciągu doby, a 4 godziny to już luksus.

LUBIĘ TO! Jest intensywnie, dużo się dzieje, nie ma czasu myśleć o głupotach, napędzamy siebie nawzajem, jest mega pozytywna energia rozprzestrzeniająca się na wszystkich dookoła!

(post created by Magda Zet - Czila, Klaudynka - Cytrynka i Filifionka)

środa, 29 sierpnia 2012

Kopalnia, Książ i witaj Wrocławiu!

Górniczki :-)


 Tak jak już wcześniej pisałam, trudno było nam się pożegnać z miejscem, w którym spędziliśmy ostatnie 4 dni.  Już nie będzie wieczornych ognisk, świetnego jedzenia, nie wszyscy będziemy mieszkać już razem w jednym miejscu.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nam ktoś klamek w nocy nie wymazał pastą do zębów! Pozdrowienia dla Kuby, sprawcy całej klamkowej afery i jego brata, tak przy okazji, który podobno śledzi bloga i jest to jego jedyne źródło informacji o tym, co Kuba wyprawia :-)
Kopalnia na dzisiejszy dzień

Tego dnia mieliśmy zwiedzać Kopalnię w Wałbrzychu. Pierwsze co  rzuciło nam się w oczy to wszechogarniająca komuna. 
Mieliśmy wprowadzenie przed zwiedzaniem Kopalni i wszystko się wyjaśniło. Kopalnia już nie funkcjonuje od wielu lat. Miała zostać zburzona, natomiast ludzie, którzy spędzili w tym miejscu wiele lat, którzy czuli się z nią związani nie mogli pozwolić na to, aby niemal 300 - letnia historia odeszła w zapomnienie. Ci ludzie właśnie postanowili pozyskać środki na odnowę obiektu, które zagwarantowała im UE. Kopalnia zostanie przekształcona w Centrum Kulturalne (muzeum, klub muzyczny, galerie i wystawy). Będzie można tam oglądać eksponaty, czy maszyny używane w niej na przestrzeni lat. Na razie wygląda to wszystko dość biednie, ale kiedy zostanie to odnowione, na pewno będzie co oglądać.



Kolejna część wycieczki była o wiele przyjemniejsza i w moim klimacie! Bo... Uwielbiam zamki, zameczki, pałace i pałacyki! (I tak w ogóle to ja na pewno jestem jakąś zaginiona księżniczką :-P)
Książ
Księżniczki ;-)
Zwiedzaliśmy Zamek Książ pod Wałbrzychem. Dostaliśmy bardzo fajną panią przewodnik, która świetnie opowiadała po angielsku. Bardzo zaciekawiła mnie historia o pięknej księżnej Daisy, która nadal jest widywana w zamku jako duch ;-)
Ogrody

Svieta w ogrodach
W skrócie: Daisy pochodziła z Anglii, była żoną Jana Henryka XV. Miała z nim czworo dzieci. W zamku mieszkało 6 osób, a służba składała się z 300 osób! Prowadziła wystawny tryb życia, ale udzielała się też charytatywnie. Po I wojnie światowej rozwiodła się z mężem, który zostawił ją dla młodej hiszpańskiej arystokratki. Po tym wydarzeniu księżna zaczęła chorować, a wszystko było spowodowane, jak twierdziła Daisy, klątwą 6 - metrowego naszyjnika, który dostała od swojego męża...
Zamek w całej okazałości
Obiad





 








Pałac był przepiękny, ogrody wspaniałe, przygotowano też dla nas specjalne atrakcje w postaci symulacji napadu zamku przez Niemców. Zjedliśmy obiad, w przepięknej, pałacowej restauracji i niestety musieliśmy w końcu wracać do Wrocławia. 
Zakwaterowaliśmy się w hostelu Friends - bardzo klimatycznym, młodzieżowym miejscu i oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy dzień zakończyli o 23h kładąc się do łóżek, więc wyszliśmy na pierwszy spacer po Wrocławiu, kończący się na klubie.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Ze szlaku ginących zawodów do Węgier


4-tego dnia naszego pobytu czekała nas wycieczka do Muzeum Ginących Zawodów w Kudowie Zdroju. Na wejściu przywitał nas pokaz wyrobu glinianych garnków. Takie sceny widujemy zazwyczaj w filmach, kiedy kobieta wyrabia z gliny naczynie, a mężczyzna, siadając za nią, swoimi dłońmi pomaga jej w pracy.... No dobra, koniec tego romantyzmu!;-)
 Nie myślałam, że będę miała okazję przyjrzeć się produkcji z bliska. Zrobiło to na nas wrażenie, kiedy spod rąk naszego garncarza wyszedł równiutki, gliniany garnuszek pokolorowany perfekcyjnie. Taki gliniany garnek schnie dwa tygodnie.
Jak się okazało można było wyrobić sobie swoje własne naczynko. Nie mogłam przepuścić takiej okazji! 
 Spod moich rąk wyszło dość krzywy, ale mój własny, wytworzony z sercem, garnuszek.

Oprócz tego mieliśmy możliwość zwiedzania całego skansenu. Było przepięknie, tradycyjnie, polsko! Uwielbiam takie klimaty - krowy, kury, wytwarzanie własnego chleba, pachnące starocią przedmioty. Mieliśmy okazję widzieć pracę kowala wytwarzającego podkowę dla konia. Chociaż naszym Ukraińskim dziewczynom najbardziej podobał się kowal ;-)
Dziołchy! ;-)

Do tego kobieta, która oprowadzała nas po skansenie, świetna babka! Taka typowa polska, temperamentna kobieta. Ona też wprowadzała taki swojski klimat w to, co widzieliśmy. Zostaliśmy jeszcze poczęstowani świeżo wypieczonym chlebkiem z masłem i smalcem. 
Miejsce było genialne. Idealnie odzierciedlalo klimat polskiej wsi na przełomie XIX i XX wieku. 

Tego dnia mieliśmy piękną pogodę, dlatego kolejny panel dyskusyjny, na temat zaginionych zawodów przeprowadziliśmy na dworze. Tematem dyskusji była teza: "obecnie rynek pracy daje równe szanse dla młodych absolwentów i nie ma symptomów dyskryminacji". Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Jedna miała potwierdzić tezę, druga miała się z nią nie zgadzać. Zostaliśmy z góry przydzieleni do grup, nie mieliśmy wyboru grup.
Panel dyskusyjny
Wyrzucaliśmy wszystkie możliwe argumenty, obie grupy dyskutowały, niemal walczyły o swoje racje. Jak się okazało grupa, która broniła tezy została pokonana przez tą, która miała się z nią nie zgadzać. 
Było to ciekawe doświadczenie - mimo, że prawie nikt nie zgadzał się z tezą, musieliśmy wyszukiwać argumenty na jej potwierdzenie, a w dodatku - przekonać o tym drugą grupę.

Ostatni warsztat tego dnia po prostu zwalił nas nieoczekiwanie z nóg. Mieliśmy przekształcić miejsce, które zostało już zniszczone, zapomniane, albo jeszcze nie w pełni zagospodarowane na jakiś nowy obiekt. Mieliśmy 1,5 godziny na wstępny biznes plan, analizę SWOT, plan zagospodarowania na określony czas itd, itd. Bardzo podobny projekt robiliśmy w szkole, mieliśmy na to cały semestr, a tym razem... tylko1,5 godziny. Jak się okazało sprostaliśmy zadaniu.

Tego dnia to Węgrzy mieli swój wieczór. Nasza najmniejsza, 6 - osoba grupa przygotowała bardzo fajną prezentację połączoną z degustacją kuchni węgierskiej, quizzami, za który znowu wyhaczyłam nagrodę ;-), tradycyjnymi tańcami i oczywiście Węgrzy chcieli się odpłacić - kazali nam wypowiadać trudne węgierskie sentencje. Ale Paweł wczuł się i już od rana uczył się na pamięć wypowiadać je, więc podołaliśmy z węgierskim ;-) 
Po prezentacji udaliśmy się już tradycyjnie na ognisko, gdzie już czekał nas wielki gar z czymś co przypominało fasolkę po bretońsku - węgierskim paprikaskrumpli, który ugotował nam Alex, nazwany po polsku Darkiem Wysockim. 


Wieczór Węgierski
Nasi koordynatorzy nie przestają nas zaskakiwać ;-)
Słodka Vendetta za polskie "pszczoły" i "Szczebrzeszyny" ;-)
- Jak smakowało?
Było bardzo przyjemnie, z trudem przyszło nam się pogodzić z tym, że jest to nasza ostatnia noc w tym miejscu...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Wycieczka i Ukraiński Wieczór

Od rana wisiały nad nami czarne chmury, dosłownie! Nie obyło się bez deszczu, ale na szczęście tym razem przespaliśmy go w autobusie, regenerując się, bo co niektórzy spali po 1,5 godziny po naszym polish night.

Odwiedziliśmy Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju, gdzie jedna z naszych węgierskich dziewczyn, Agnes, mogła nawet wyprodukować swój własny kawałek papieru. Miejsce nawet urocze, ale chyba ze wszystkich eksponatów podobała mi się czasowa ekspozycja. 
Muzeum Papiernictwa

Następnie pojechaliśmy zwiedzać Kopalnię Uranu w Kletnie. Mieliśmy mieć przewodnika mówiącego po angielsku, a kiedy go zobaczyliśmy ze słownikiem w ręku, wiedzieliśmy co nas czeka...;-) I tak na przykład Jarek już nawet zaczął tłumaczyć to, co powiedział nam przewodnik po angielsku na... angielski.
Nam, dziewczynom, kopalnia średnio się podobała, zmarzłyśmy, zmokłyśmy, ale przynajmniej chłopaki mieli frajdę. Oczywiście jak przystało na Polaków, musieliśmy ponarzekać, ale trzeba pamiętać, że projekt nie ma na celu zwiedzania najpiękniejszych zakątków Polski, ale miejsc, które dadzą nam do myślenia, miejsc, które pomogą nam ukierunkować nasze rozumowanie we właściwy sposób. 
Kopalnia uranu


Kolejny punkt, zdobycie Śnieżnika (1425 m n.p.m.), a najlepsze, że najwyższy szczyt na Węgrzech wynosi tylko 1014 m n.p.m. Dla naszych Węgrów było to nie lada przeżycie - pierwszy raz na takiej wysokości!
Ja znalazłam sobie kompana od górskich szczytów w postaci naszego Węgierskiego Jana Kowalskiego, który jak się okazało był na Erasmusie w Belgii przez rok. Pogadaliśmy sobie o naszych doświadczeniach - Erasmus Erasmusa zrozumie!;-) Fajnie nam się gadało, to droga do schroniska szybko zleciała. 
W schronisku już czekał na nas długo wyczekiwany obiad - pierogi. Tylko trochę nam było szkoda, bo w schronisku przygotowali dla nas mrożonki, które za nic nie odzwierciedlały babcinych pierogów, więc trochę było nam wstyd, że to, czym się chwalimy najbardziej tym razem  smakowało średnio.

"Gdzieś na szczycie góry..." ;-)
Schodziło się równie fajnie. Tym razem to Karolina opowiadała nam o tym czym się zajmuje, a jest... modelką! Opowiadała nam jak to szef agencji modelingowej zauważył ją kiedyś jak wracała ze szkoły i zaprosił na próbne zdjęcia. I tak pracuje tam już od 7 lat. Śliczna, a przede wszystkim skromna dziewczyna, którą możemy zobaczyć ostatnio w klipie Damiana Skoczka, "polskiego Justina Biebera", chłopaka, który był w finale "Mam talent".


W tle wodospad Wilczki i nasz węgierski team zafascynowany Polską ;-)
W drodze powrotnej zobaczyliśmy jeszcze wodospad Wilczki w Międzygórzu, bardzo romantycznym miejscu, jak to określił Jarek, bo jego rodzice poznali się właśnie tam i od tej pory są już razem. Słodko:)

Po kolacji już byliśmy tak zmęczeni, że z trudem pozbieraliśmy się na wieczór Ukraiński. Ale jak się okazało było świetnie! Szybko się obudziliśmy, kiedy to na wstępie dostaliśmy już mały poczęstunek w postaci okrągłych paluszków/precli, tylko takich na słodko, zajadaliśmy się tym bez końca!

Magdy opowiadały nam, że Ukraińcy zawsze są bardzo dobrze przygotowani, że chcą się pokazać zawsze od jak najlepszej strony itd. I tak właśnie było! Dziewczyny poprzebierane w tradycyjne stroje, śpiewały ukraińskie piosenki, nagrali też własny filmik reklamujący ich państwo, próbowaliśmy ich kuchni (była bardzo podobna, jedyne co nas zdziwiło to zielone pomidory, które wyglądały jak wyrośnięte oliwki).
Ja zgarnęłam jeszcze nagrodę w postaci breloczka z flagą Ukrainy za odpowiedź na jakieś pytanie.
Wieczór był świetnie zorganizowany. Sąsiedzi przygotowali dla nas stoisko z jedzeniem, stoisko hazardowe, fryzjerki, które czesały w tradycyjne warkocze, a ja lepiłam z dziewczynami cały czas plastelinowego Kozaka! 

Wieczór Ukraiński i nasze piękne ukraińskie dziewczyny w akcji!

Takie nam fryzury robiły piękne!


 Nigdy nie miałam jakichś niesamowitych chęci, żeby zwiedzać Ukrainę, ale nasze towarzystwo pokazało nam kraj z takiej strony, że na prawdę chce się tam jechać! To chyba najlepszy efekt, jaki osiągnęli - Ukraina stała się jednym z miejsc na mojej liście "must see".

czwartek, 23 sierpnia 2012

Dzień 2 Wieczór Polski

Drugiego dnia, od rana czekały nas panele dyskusyjne. Wszystkie oczywiście w języku angielskim.
Magda eR w akcji!
Pierwszy z nich poprowadziła Magda eR (pseudonim: większa, wyższa, czarna:-). Mieliśmy się zastanowić nad kulturowymi różnicami na przykładzie naszych trzech krajów: Polski, Węgier i Ukrainy. Rysowaliśmy plakaty przedstawiające wszystko to co najsłynniejsze, najważniejsze, z czego najbardziej jesteśmy dumni.
Niektóre z rezultatów naszych prac poniżej. 
Plakat o Polsce

Plakat o Wegrzech



Oczywiście nie opuszczała nas inwencja twórcza, a niektórzy nawet odkryli w sobie nowy "talent" artystyczny. Bardzo fajną prezentacją, jaką przedstawiła nam Magda było porównanie kultury Wschodu (Chiny, Japonia, Korea) do kultury Zachodniej. Muszę stwierdzić, że właśnie ten fragment komentowaliśmy najbardziej.
Magda, po co się stresowałaś, wyszło super ;-)

Warsztat prowadziła Pani Aleksandra, która chciała uczulić nas na świadomość kulturową, która jest niezwykle ważna, biorąc pod uwagę rozwój kompetencji międzykulturowych w biznesie. Temat brzmiał dość zawile, natomiast był bardzo wdzięczny. Nasza mentorka pokazywała nam zabawne filmiki z youtuba, które świetnie odzwierciedlały problem różnic kulturowych, symboli, opowiadała nam różne ciekawe sytuacje z życia, podkreślające jak ważnym aspektem w biznesie jest znajomość języków obcych.

Ostatni panel tego dnia prowadziła Magda Zet (mniejsza, blond, niższa ;-)
Panel dotyczył zagadnienia: Jakie społeczne i kulturowe bariery są spotykane przez współczesną młodzież?
I tutaj każdy mógł wypowiedzieć się osobiście na temat, który dotyczył jego samego, dowiadywaliśmy się o tym jak życie na Erasmusie wpłynęło na nas, jak musieliśmy radzić sobie w obcym kraju bez rodziny.
Wszystkie panele dyskusyjne były bardzo ciekawe, ale po obiedzie musieliśmy się w końcu rozruszać. Udaliśmy się na Szczeliniec Wielki, najwyższy szczyt Gór Stołowych.

Mieliśmy niezłe "szczęście", bo podczas paneli, przez 6 godzin świeciło słońce, natomiast kiedy tylko wyszliśmy na dwór, złapał nas deszcz. Ale szliśmy twardo! 
Przeciskaliśmy się między skałami, tworząc "klimat grupy" jak to określiła Magda eR ;-)
Wypad na Szczeliniec Wielki

Szczeliniec zdobyty!
Polski team! Od Monika, Hania, Grażyna, Karolina, ja, Klaudia






Od lewej: Adam, czyli nasz Jan Kowalski i Alex - Darek Wysocki, czyli nasi Węgrzy

Od lewej Mariusz, Tania, Svieta i Paweł


Po powrocie mieliśmy swój wieczór, Polski Wieczór!
Poprzebieraliśmy się na biało czerwono, mieliśmy prezenty do rozdania w postaci bransoletek z napisem "I <3 Poland", przedstawiliśmy pokrótce najważniejsze informacje dotyczące Polski, odśpiewaliśmy hymn, puściliśmy świetną prezentację o historii Polski, polecam obejrzeć filmik, naprawdę chwyta za serce!


Do tego uczyliśmy naszych gości wymawiać trudne polskie sentencje takie jak "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Mieliśmy dużo śmiechu przy tym!

Wieczór Polski czas zacząć!
Filmik z wieczoru:




Częścią naszego wieczoru miało być ognisko połączone z degustacją polskich tradycyjnych przysmaków, jako że grillowanie to narodowy sport Polaków;-) Oczywiście nie obyło się bez wpadek: Karolina powiedziała, że w Polsce mamy 38 mieszkańców, ja miałam przyznawać nagrody za konkurs, więc zaczynam się produkować: "Przygotowaliśmy nagrody dla pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca". Nagle słyszę zza pleców głos Klaudii: "Gosia, my mamy nagrodę tylko dla pierwszego miejsca!"... Ups!
Najśmieszniejsza sytuacja wydarzyła się podczas degustacji naszych potraw. Chłopcy przynieśli jedzenie ze spiżarni, w której znajdowały się polskie kiełbasy, chleb, słodycze itd. Nie widziałyśmy wcześniej pięknie wypieczonych chlebków ani faworków. Pytamy się co to za chleb "a to podobno jakiś tutejszy, regionalny". No i stół cały zastawiony, wszystko ładnie, pięknie, Magda prezentuje wszystko od kiełbasy, Krówki, po smalec, aż przechodzi w końcu do ślicznego wypieczonego chlebka: "tutaj mamy nasz typowy polski chleb wypiekany w tym regionie". I wszystko byłoby ok, gdyby nie konsternacja naszych Ukraińców, chleb i faworki, które postawiliśmy na stole, nasi sąsiedzi przywieźli prosto z Ukrainy, specjalnie na wieczór Ukraiński!
Jak się okazało, produkty, które każde państwo przywiozło do prezentowania, zostały wymieszane i nasi biedni chłopcy brali wszystko jak leci, nie wiedząc, że to co biorą nie jest nasze. Nikt nie wiedział skąd się wziął ten chleb, ale lecieliśmy równo z tym, że "to nasz typowy, regionalny, polski chleb". No Polak potrafi!

Ukraińska ekipa
Polskie jadło z naszymi "tradycyjnymi" ukraińskimi, okrągłymi chlebkami ;-)
Jak już przestaliśmy zwijać się ze śmiechu zaczęły się gitarowe przyśpiewki, było naprawdę mega sympatycznie, kiedy Adam, jeden z Węgrów postanowił nauczyć się śpiewać piosenkę Myslovitz "Długość Dźwięku Samotności", bo tak mu się spodobała. Chłopak tak się wczuł, że pod koniec wieczoru już prawie płynnie czytał po polsku tekst piosenki. 

Nasi Węgrzy zostali nazwani polskimi imionami i nazwiskami. I tak Adam na przykład nazywał się Jan Kowalski, a Alex nosił imię Darek Wysocki.
- Guys! Find some hungarian names for us - prosiłyśmy.
I tak ja zostałam nazwana Lucą (powiedziano mi nawet, że jestem wręcz urodzoną Lucą, a jedna z dziewczyn stwierdziła, że to śliczne imię i w przyszłości nazwie tak swoją córkę, było mi bardzo miło). Imię Karoliny to Dora, a natomiast Magdy Zet to Czila!

To był naprawdę bardzo miły wieczór! To chyba góry wytworzyły ten nasz "klimat grupy".

 Nie miałam w swoim życiu wiele do czynienia z Węgrami, ale jak się okazuje powiedzenie "Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki" ma swoje racje :-)

wtorek, 21 sierpnia 2012


Już jadąc autobusem do Wyższej Szkoły Bankowej słyszałam za sobą język rosyjski / ukraiński, którym posługiwało się 3 chłopaków z plecaczkami. Nie odzywałam się, ale już nasłuchiwałam dyskretnie ich rozmowy. Szukali czegoś intensywnie, padały słowa "Fabryczna". Myślę sobie - "to na pewno Ci nasi Ukraińcy, fajnie byłoby się już poznać tutaj".
- Guys, what are you looking for? - zapytałam pełna zapału i chętna do przedstawiania się - Are you looking for Wroclaw School of Banking? Probably you are from the same project as me!
-Yyy... - chłopak, trochę oszołomiony moim nagłym zainteresowaniem, odpowiedział - No, I don't think so, we are looking for a company, we want to get out in Wyższa Szkoła Bankowa station.
- Ok - mój zapał szybko opadł - we are going to the same direction...

No cóż... Falstart. Ale chęci miałam przecież dobre! Wtedy przekonałam się, że z integracją już nie będę miała problemu ;-)

W autobusie humory nam dopisywały od początku. Tematy ciągle zahaczały o Erasmusa. Z Karoliną po prostu nie mogłyśmy się wygadać! Paweł za to ciągle tylko pytał nas: "Dziewczyny co jeszcze zabrać ze sobą do Wilna?". Strasznie mu zazdrościmy!

Po drodze zwiedziliśmy słynny Kościół Pokoju w Świdnicy, który jest jednym z obiektów UNESCO na Dolnym Śląsku. Świetna okazja, bo jeszcze nigdy tam nie byłam. A kościół naprawdę robi wrażenie. Pokręciliśmy się, jeszcze niepewnie spoglądając na siebie ukradkiem, trochę jeszcze nieśmiali. Już wtedy zauważyliśmy, że w naszym projekcie uczestniczą naprawdę śliczne, sympatyczne dziewczyny, a z chłopakami zapowiada się dużo śmiechu. Już teraz wiadomo, że mamy dobrą ekipę.

Przed Kościołem Pokoju w Świdnicy
W kościele
























Po drodze zrobiliśmy zakupy, którymi miała zająć się grupa zaopatrzeniowa, ale tak wczuliśmy się wszyscy w rolę (dyskusje ile kupić kiełbas, a ile chlebów, a jakie ogórki...), że jak muchy lataliśmy z podnieceniem koło naszego koszyka i wsypywaliśmy wszystko, żeby tylko niczego nam nie zabrakło. A co! Niech wiedzą co to znaczy polska gościnność!
Pierwsze 5 dni spędzimy w Kotlinie Kłodzkiej, a dokładnie w Karłowie.
 Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że zamiast to jakiegoś tam hostelu, zakwaterowano nas w 3 - gwiazdkowym hotelu w tak przeuroczym, cichym miejscu, że nie mogliśmy przestać się zachwycać! Wszystko super: od jedzenia, które w nas tutaj wpychają dosłownie co chwile, po pokoje, aż po cały ośrodek!

Z wielką ciekawością udaliśmy się na pierwsze spotkanie organizacyjno - integracyjne, gdzie pokrótce został  nam przedstawiony cel projektu czyli jak, po co i dlaczego.

Celem projektu jest:

  • promowanie aktywności społecznej wśród młodzieży, szczególnie krajów europejskich
  • dbanie o solidarności wśród młodzieży w celu wzmocnienia spójności społecznej w Europie
  • poprawa lepszego zrozumienia między młodzieżą z różnych krajów
  • rozwój społeczeństwa obywatelskiego w sprawie młodzieży

Ale także...


...Integration and fun!
Po części oficjalnej, przyszedł czas na integrację!
Myśleliśmy, że wiemy, czego możemy się spodziewać. Wszyscy pewnie staniemy w kółku, będziemy zapamiętywać swoje imiona, albo jak małpki wygłupiać się na zawołanie (osobiście nie jestem fanką tego typu gier i zabaw). Ale tutaj ekipa w postaci  naszych mentorów, dwóch Magd i Jarka, wykazała się naprawdę dużą inwencją.
Podzielono nas na 6 grup, w których mieliśmy miedzy innymi: wymyślić swoją nazwę i odpowiadać na quizzowe pytania.
I tak na przykład nazwaliśmy się: AWESOME, INTERNATIONAL FACES czy FRUITS. Nazw nie będę komentować. Na pewno w umysłach autorów miały one niezwykle głęboki sens... ;-)
Zmagaliśmy się z quizzami, grami, pantomimą, czy konkursem "jaka to melodia", który wywołał chyba najwięcej emocji. Co się uśmialiśmy przy tym to nasze!
Wszyscy już na swoich stanowiskach!

AWESOME

Zmagania z zadaniami  - SUPER GIRLS

Zwycięska drużyna - INTERNATIONAL FACES


Impreza tak nam się przeciągnęła, ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie spotkali się przy ognisku z gitarą i kolejną, już mniej oficjalną częścią integracji.
My już teraz zbieramy siły, wyglądając następnego, z pewnością pełnego wrażeń, dnia.