czwartek, 23 sierpnia 2012

Dzień 2 Wieczór Polski

Drugiego dnia, od rana czekały nas panele dyskusyjne. Wszystkie oczywiście w języku angielskim.
Magda eR w akcji!
Pierwszy z nich poprowadziła Magda eR (pseudonim: większa, wyższa, czarna:-). Mieliśmy się zastanowić nad kulturowymi różnicami na przykładzie naszych trzech krajów: Polski, Węgier i Ukrainy. Rysowaliśmy plakaty przedstawiające wszystko to co najsłynniejsze, najważniejsze, z czego najbardziej jesteśmy dumni.
Niektóre z rezultatów naszych prac poniżej. 
Plakat o Polsce

Plakat o Wegrzech



Oczywiście nie opuszczała nas inwencja twórcza, a niektórzy nawet odkryli w sobie nowy "talent" artystyczny. Bardzo fajną prezentacją, jaką przedstawiła nam Magda było porównanie kultury Wschodu (Chiny, Japonia, Korea) do kultury Zachodniej. Muszę stwierdzić, że właśnie ten fragment komentowaliśmy najbardziej.
Magda, po co się stresowałaś, wyszło super ;-)

Warsztat prowadziła Pani Aleksandra, która chciała uczulić nas na świadomość kulturową, która jest niezwykle ważna, biorąc pod uwagę rozwój kompetencji międzykulturowych w biznesie. Temat brzmiał dość zawile, natomiast był bardzo wdzięczny. Nasza mentorka pokazywała nam zabawne filmiki z youtuba, które świetnie odzwierciedlały problem różnic kulturowych, symboli, opowiadała nam różne ciekawe sytuacje z życia, podkreślające jak ważnym aspektem w biznesie jest znajomość języków obcych.

Ostatni panel tego dnia prowadziła Magda Zet (mniejsza, blond, niższa ;-)
Panel dotyczył zagadnienia: Jakie społeczne i kulturowe bariery są spotykane przez współczesną młodzież?
I tutaj każdy mógł wypowiedzieć się osobiście na temat, który dotyczył jego samego, dowiadywaliśmy się o tym jak życie na Erasmusie wpłynęło na nas, jak musieliśmy radzić sobie w obcym kraju bez rodziny.
Wszystkie panele dyskusyjne były bardzo ciekawe, ale po obiedzie musieliśmy się w końcu rozruszać. Udaliśmy się na Szczeliniec Wielki, najwyższy szczyt Gór Stołowych.

Mieliśmy niezłe "szczęście", bo podczas paneli, przez 6 godzin świeciło słońce, natomiast kiedy tylko wyszliśmy na dwór, złapał nas deszcz. Ale szliśmy twardo! 
Przeciskaliśmy się między skałami, tworząc "klimat grupy" jak to określiła Magda eR ;-)
Wypad na Szczeliniec Wielki

Szczeliniec zdobyty!
Polski team! Od Monika, Hania, Grażyna, Karolina, ja, Klaudia






Od lewej: Adam, czyli nasz Jan Kowalski i Alex - Darek Wysocki, czyli nasi Węgrzy

Od lewej Mariusz, Tania, Svieta i Paweł


Po powrocie mieliśmy swój wieczór, Polski Wieczór!
Poprzebieraliśmy się na biało czerwono, mieliśmy prezenty do rozdania w postaci bransoletek z napisem "I <3 Poland", przedstawiliśmy pokrótce najważniejsze informacje dotyczące Polski, odśpiewaliśmy hymn, puściliśmy świetną prezentację o historii Polski, polecam obejrzeć filmik, naprawdę chwyta za serce!


Do tego uczyliśmy naszych gości wymawiać trudne polskie sentencje takie jak "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Mieliśmy dużo śmiechu przy tym!

Wieczór Polski czas zacząć!
Filmik z wieczoru:




Częścią naszego wieczoru miało być ognisko połączone z degustacją polskich tradycyjnych przysmaków, jako że grillowanie to narodowy sport Polaków;-) Oczywiście nie obyło się bez wpadek: Karolina powiedziała, że w Polsce mamy 38 mieszkańców, ja miałam przyznawać nagrody za konkurs, więc zaczynam się produkować: "Przygotowaliśmy nagrody dla pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca". Nagle słyszę zza pleców głos Klaudii: "Gosia, my mamy nagrodę tylko dla pierwszego miejsca!"... Ups!
Najśmieszniejsza sytuacja wydarzyła się podczas degustacji naszych potraw. Chłopcy przynieśli jedzenie ze spiżarni, w której znajdowały się polskie kiełbasy, chleb, słodycze itd. Nie widziałyśmy wcześniej pięknie wypieczonych chlebków ani faworków. Pytamy się co to za chleb "a to podobno jakiś tutejszy, regionalny". No i stół cały zastawiony, wszystko ładnie, pięknie, Magda prezentuje wszystko od kiełbasy, Krówki, po smalec, aż przechodzi w końcu do ślicznego wypieczonego chlebka: "tutaj mamy nasz typowy polski chleb wypiekany w tym regionie". I wszystko byłoby ok, gdyby nie konsternacja naszych Ukraińców, chleb i faworki, które postawiliśmy na stole, nasi sąsiedzi przywieźli prosto z Ukrainy, specjalnie na wieczór Ukraiński!
Jak się okazało, produkty, które każde państwo przywiozło do prezentowania, zostały wymieszane i nasi biedni chłopcy brali wszystko jak leci, nie wiedząc, że to co biorą nie jest nasze. Nikt nie wiedział skąd się wziął ten chleb, ale lecieliśmy równo z tym, że "to nasz typowy, regionalny, polski chleb". No Polak potrafi!

Ukraińska ekipa
Polskie jadło z naszymi "tradycyjnymi" ukraińskimi, okrągłymi chlebkami ;-)
Jak już przestaliśmy zwijać się ze śmiechu zaczęły się gitarowe przyśpiewki, było naprawdę mega sympatycznie, kiedy Adam, jeden z Węgrów postanowił nauczyć się śpiewać piosenkę Myslovitz "Długość Dźwięku Samotności", bo tak mu się spodobała. Chłopak tak się wczuł, że pod koniec wieczoru już prawie płynnie czytał po polsku tekst piosenki. 

Nasi Węgrzy zostali nazwani polskimi imionami i nazwiskami. I tak Adam na przykład nazywał się Jan Kowalski, a Alex nosił imię Darek Wysocki.
- Guys! Find some hungarian names for us - prosiłyśmy.
I tak ja zostałam nazwana Lucą (powiedziano mi nawet, że jestem wręcz urodzoną Lucą, a jedna z dziewczyn stwierdziła, że to śliczne imię i w przyszłości nazwie tak swoją córkę, było mi bardzo miło). Imię Karoliny to Dora, a natomiast Magdy Zet to Czila!

To był naprawdę bardzo miły wieczór! To chyba góry wytworzyły ten nasz "klimat grupy".

 Nie miałam w swoim życiu wiele do czynienia z Węgrami, ale jak się okazuje powiedzenie "Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki" ma swoje racje :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz